fot. pixabay/jarmoluk/public domain

Wojna na Ukrainie nadal rzuca cień na polski przemysł. Czy to już ogólnoeuropejskie spowolnienie?

Drugi pełny miesiąc po wybuchu wojny na Ukrainie polski sektor przemysłowy zalicza kolejny spadek indeksu PMI. Podobnie jest w Niemczech i praktycznie w całej Unii Europejskiej. Przyszłość też nie rysuje się w najlepszych kolorach, co uderzyć także może w sektor transportowy.

Ten artykuł przeczytasz w 6 minut

Chociaż indeks PMI dla polskiego przemysłu utrzymał się na poziomie powyżej 50 pkt. oznaczającym ekspansję sektora, niemniej jednak zanotował kolejny spadek. Po wyraźnym tąpnięciu w marcu kiedy wskaźnik wyniósł 52,7 pkt. (w lutym miał jeszcze 54,7 pkt.), w kwietniu indeks ponownie zjechał – osiągając poziom 52,4 pkt.

Oznacza to, iż tempo rozwoju firm produkcyjnych w naszym kraju jest najwolniejsze od początku 2021 r.

Głównym powodem spadku był ponownie subindeks nowych zamówień. Zmniejszenie się liczby nowych zamówień było najwyższe od listopada 2020 r. Według badanych przedstawicieli sektora przemysłowego, popyt krajowy jak i zagraniczny osłabły w wyniku niestabilnych warunków rynkowych oraz wzrostu cen. Zlecenia od klientów międzynarodowych gwałtownie spadły (podobnie jak w marcu), szczególnie te z państw UE.

Ankietowani osłabienie popytu i zaostrzenie problemów w łańcuchach dostaw składali na karb wojny na Ukrainie.

Firmy nadal, jak przez blisko dwa ostatnie lata, zwiększały zapasy aby zabezpieczyć się przed ryzykiem związanym z niedoborami podaży i stałym wzrostem cen surowców. Zapasy środków produkcji wzrosły trzynasty miesiąc z rzędu, w dodatku w historycznie szybkim tempie.

Skok cen środków produkcji bowiem był w kwietniu jednym z najwyższych w historii – szczególnie podrożały surowce, metale i paliwa. W konsekwencji, producenci podnosili własne stawki, przez co ceny wyrobów gotowych wzrosły już dwudziesty miesiąc z rzędu (!), ustanawiając nowy niechlubny rekord.

Wzrost zapasów wynika także z faktu, iż kolejny miesiąc zwiększają się opóźnienia w dostawach środków produkcji do polskich fabryk.

Prognozy dotyczące przyszłości nie napawają optymizmem. W porównaniu do oczekiwań historycznych, kwietniowe spojrzenie na nadchodzące 12 miesięcy były dość słabe. Optymizm biznesowy nieco wzrósł, ale nadal był zbliżony do marcowego, który był najniższy od 16 miesięcy.

Rząd bardziej optymistyczny

Pomimo tych sygnałów napływających z sektora przemysłowego polski rząd dość optymistycznie patrzy w przyszłość. Według założeń Krajowego Programu Reform w 2022 roku polski PKB ma urosnąć o 3,8 proc., a w 2023 r. – o 3,2 proc.

Eksperci rządowi spodziewają się, iż spożycie prywatne, będące głównym motorem napędowym PKB, urośnie w latach 2022 i 2023 r. o 5,9 i 4 proc. Wysokiej konsumpcji sprzyjać ma niska stopa bezrobocia, obniżki podatków i wydatki konsumpcyjne ukraińskich uchodźców.

Inflacja nadal będzie spędzała sen z powiek producentom i konsumentom. Według prognozy, w 2022 r. utrzyma się ona na średniorocznym poziomie 9,1 proc. a w przyszłym roku powinna spaść do 7,8 proc.

Rząd spodziewa się także wzrostu eksportu w latach 2022-2023 r. (na poziomie odpowiednio 4,5 proc. i 4 proc.). To jednak może być trudne do osiągnięcia zważywszy na pogarszające się nastroje w Niemczech.

Niemcy wyraźnie zwalniają

Zza Odry napływają bowiem mało optymistyczne doniesienia. U naszego głównego partnera handlowego indeks PMI spadł 56,9 pkt. w marcu do 54,6 pkt. w kwietniu. To nadal wyraźnie powyżej neutralnego punktu, ale kwietniowy wynik był najniższy od 20 miesięcy.

W przeciwieństwie do Polski, gdzie produkcja w kwietniu nieznacznie wzrosła, w Niemczech zaliczyła ona spadek w związku z mniejszą liczbą nowych zamówień i wydłużającym się czasem oczekiwania na dostawy środków produkcji (opóźnienia były najdłuższe od pół roku). Produkcja spadła po raz pierwszy od czerwca 2020 r.

Spadek zamówień wynikał z mniejszej sprzedaży na eksport. Ankietowani przedstawiciele sektora winią za taki stan rzeczy wojnę na Ukrainie, sankcje nałożone na Rosję, a także nawrót pandemii COVID-19 w Chinach.

Podobnie jak u nas, niemieccy producenci borykają się z problemem rosnących cen środków produkcji, przez co muszą podnosić ceny, a to doprowadziło do rekordowego wzrostu cen produktów gotowych.

Również tempo akumulacji zapasów przedprodukcyjnych mocno przyspieszyło w kwietniu i to siódmy miesiąc z rzędu.

W strefie euro to samo

W strefie euro sytuacja nie odbiega od tej nad Wisłą i Renem. Indeks PMI dla eurozony spadł z marcowych 56,5 pkt. do 55,5 pkt. w kwietniu. Z głównych gospodarek strefy jedynie Niderlandy i Francja mogły się pochwalić wzrostem indeksu miesiąc do miesiąca. Niemniej jednak nadal ich wskaźniki znajdowały się poniżej tych sprzed wojny na Ukrainie.

Z drugiej strony, Włochy i Hiszpania miały najniższe od odpowiednio 16-tu i 14-tu miesięcy wskaźniki. Austriacki odczyt zaś był najgorszy od 15 miesięcy. Gdy dodamy do tego spadek największej gospodarki strefy euro – Niemiec, mamy dopełniony obraz spowolnienia.

Ciemne chmury aż po horyzont

Jeśli chodzi o przyszłość, to w Niemczech w kwietniu pogorszyły się nastroje producentów i ich oczekiwania co do najbliższych 12 miesięcy w porównaniu do marca. Nastroje co do przyszłości były wśród niemieckich przemysłowców najniższe od maja 2020 r. Producenci wskazują niepewność związaną z wojną na Ukrainie jako główną przyczynę ich bolączek. Ankietowanych szczególnie martwią rosnące ceny, zakłócenia łańcuchów dostaw a także pogorszenie nastrojów konsumenckich.

To ostatnio byłoby fatalną informacją także dla polskiego przemysłu. Polska jest bowiem trzecim największym eksporterem do Niemiec i czołowym dostawcą środków produkcji dla naszych zachodnich sąsiadów. Spadek konsumpcji w Niemczech oznaczałby spadek zamówień dla polskiego przemysłu, co w konsekwencji uderzyłoby także w polski sektor transportowy. Dla naszych przewoźników oznaczałoby to mniej zleceń. Rynki transportowe Polski i Niemiec są dwoma największymi w Europie, a trasy między obu krajami należą do najważniejszych w Europie.

Tagi