TransInfo

Zachodni politycy chcą rewizji dyrektywy o delegowaniu. Ale już sami mieszkańcy Francji czy Niemiec nie. Oto powody

Ten artykuł przeczytasz w 7 minut

Europa jest podzielona. Kraje Starej Unii chcą zaostrzenia przepisów o delegowaniu pracowników pod pozorem walki z dumpingiem socjalnym. Na Wschodzie rewizja dyrektywy o delegowaniu przyczyni się do upadku wielu firm. Czy Zachód zdaje sobie sprawę z konsekwencji wykluczenia ze swojego rynku sporej części “tańszej konkurencji”? Wysoką cenę za brak wschodnich kierowców, opiekunek czy budowlańców zapłacą bowiem nie politycy, ale obywatele np. Francji czy Niemiec, którzy ich wybrali.

Dyrektywa 96/71/WE o delegowaniu pracowników powstała w 1996 roku. Jej celem było zniesienie przeszkód i niepewności związanych z korzystaniem ze swobody świadczenia usług, przy jednoczesnym zapewnieniu odpowiednich standardów zatrudnienia. Przepisy te umożliwiają firmom wysyłanie pracowników do innego państwa UE, pozwalając przy tym na odprowadzanie składek na ubezpieczenie społeczne w kraju pochodzenia.

Dzięki regulacjom z 1996 r. mógł się rozwinąć wewnątrzunijny rynek transportowy, budowlany, rolny czy branża usług opiekuńczych. Obecnie na mocy tych przepisów ok. 1,9 mln obywateli Unii delegowanych jest ze swojej ojczyzny do innego kraju członkowskiego. Spora część z nich to Polacy – w zeszłym roku ZUS wydał pół miliona zaświadczeń A1 niezbędnych do wyjazdu do pracy za granicę.

Powody rewizji dyrektywy o delegowaniu

Kraje starej piętnastki mówią, że padliśmy ofiarą własnego sukcesu. Póki delegowaliśmy do UE 100 tys. pracowników rocznie, nikt na to nie zwracał uwagi. Tymczasem liczba pracowników delegowanych z Polski zaczęła rosnąć lawinowo z 200 tys. w 2003 r. do pół miliona w 2016 r. To są tylko przypadki legalnego delegowania. Bruksela doszła do wniosku, że coś z tym trzeba zrobić” – podkreśla w wywiadzie dla portalu pulshr.pl dr Marek Benio, wiceprezes Inicjatywy Mobilności Pracy, największego w Europie think tanku zajmującego się delegowaniem pracowników.

Kraje Starej Unii chcą zaostrzenia przepisów o delegowaniu. Chcą przeforsować przede wszystkim ustalenie maksymalnego okresu delegowania do 2 lat lub nawet 1 roku (w przypadku Francji), wprowadzenia takiej samej płacy za tą samą pracę zamiast stawek minimalnych, a także szeregu dodatkowych formalności.

Dla wschodnich przedsiębiorstw delegujących pracowników oznaczałoby to podniesienie kosztów zatrudnienia i ogrom dodatkowych obciążeń administracyjnych związanych np. z naliczaniem wynagrodzenia.

Jak podkreśla dr Marcin Kiełbasa z Inicjatywy Mobilności Pracy “ogłoszony przez Komisję projekt nowelizacji dyrektywy 96/71/WE o delegowaniu pracowników od samego początku wzbudza ogromne kontrowersje i sprzeciw. Przede wszystkim ze względu na brak konsultacji społecznych, bazowanie na percepcji i założeniach niepopartych danymi, ale także z uwagi na niezwykły pośpiech”.

Zachód pod hasłem “dumpingu socjalnego” chce walczyć z przedsiębiorcami ze Wschodu, którzy rzekomo odbierają pracę i zlecenia miejscowym firmom, stosując nieuczciwe praktyki.

Tymczasem Polacy odnoszą sukcesy na rynku europejskim nie tylko za sprawą atrakcyjniejszych cen usług, ale przede wszystkim dzięki elastyczności, mobilności i wykorzystaniu nisz.
“Kiedy weszliśmy do UE, to największe korzyści, jakie odnieśliśmy, to wcale nie pieniądze, które daje nam Unia w ramach pomocy dla rozwoju biedniejszego regionu, tylko możliwość wejścia na jednolity, europejski rynek. Dziś stosunkowo szybki wzrost gospodarczy Polski zawdzięczamy zwiększonemu eksportowi, przede wszystkim produktów, ale również usług “ – podkreśla w rozmowie z pulshr.pl Jeremi Mordasewicz, doradca zarządu Konfederacji Lewiatan.

Do czego Polacy są potrzebni Zachodowi?

Od momentu wejścia Polski do Unii Europejskiej nasza branża transportowa rozkwitła. Polscy przewoźnicy, którzy oferują nie tylko lepsze stawki, ale i dobrą jakość, zdeklasowali dotychczasowych europejskich liderów, takich jak Hiszpania czy Niemcy. Wg danych Eurostatu Polacy realizują ok. ¼ transportu międzynarodowego we Wspólnocie.

Polskie przedsiębiorstwa są ratunkiem dla krajów takich jak Niemcy czy Francja, w których problem braku kadry w branży logistycznej jest poważniejszy niż u nas. Jak szacuje Komisja Europejska, transport towarów do 2030 r. wzrośnie o ok. 40% (w stosunku do 2005 r.) i o nieco ponad 80% do 2050 r.. Jak wtedy Zachód poradzi sobie bez wsparcia Polaków, Węgrów, czy Litwinów? Niektórzy przedsiębiorcy zza zachodniej granicy już teraz zdają sobie sprawę, że wykluczenie wschodniej konkurencji za pomocą protekcjonistycznych działań doprowadzi do katastrofy gospodarczej.

Nie tylko polscy przewoźnicy odgrywają ważną rolę na arenie międzynarodowej. W ostatnich latach dzięki przepisom o delegowaniu rozwinęła się także branża opiekuńcza.

Polki świadczą za granicą usługi opieki nad osobami starszymi, chorymi lub niepełnosprawnymi w ich miejscu zamieszkania, najczęściej za pośrednictwem agencjami opieki. Jak podkreśla dr Benio, nie może być tu mowy o dumpingu socjalnym ani odbieraniu miejsc pracy miejscowym. Za naszą zachodnią granicą brakuje bowiem chętnych do tej pracy, a potrzeby rynku wciąż rosną. W całej Europie osób starszych wymagających opieki było w 10 lat temu 12 milionów, obecnie liczba ta jest dwukrotnie wyższa.

Europa jest podzielona na kraje goszczące i kraje wysyłające (…). Ułatwienie delegowania przyczynia się do rozwoju gospodarczego również krajów przyjmujących. Dwie najprężniej rozwijające się branże, delegujące najwięcej pracowników w ramach świadczenia usług, to usługi budowlane i opiekuńcze. Popyt na nie jest większy w krajach przyjmujących, zaś ich podaż występuje w Polsce. Nie może być mowy o dumpingu socjalnym polskich opiekunek, gdy obywatelki krajów goszczących nie chcą wykonywać tej pracy. Wewnętrzny rynek UE daje wspaniałe możliwości alokacji zasobów pracy. A proponowana dyrektywa może je poważnie zakłóci”– podsumowuje dr Marek Benio.

“Chronienie swoich uderza w swoich”

Konsekwencje rewizji dyrektywy o delegowaniu mogą zatem dotknąć nie tylko polskiej gospodarki, ale i tych rynków, które nowe przepisy miały chronić. Prof. Robert Gwiazdowski z Centrum Adama Smitha krytykuje na łamach czasopisma Transport Manager protekcjonizm krajów Starej Unii. Wg niego “Unia Europejska, która jest następczynią EWG, jest coraz bardziej projektem politycznym, a coraz mniej ekonomicznym. (…) Ale politycy z głupoty lub politycznego wyrachowania, aby zdobyć poklask wyborców, z których większość nie rozumie gospodarki, stosują protekcjonizm.” A takie praktyki, zgodnie z teorią niezamierzonych konsekwencji, uderzają w tych, którzy w zamiarze mieli być chronieni. “Jeżeli działamy dla własnego egoistycznego interesu, to działamy zgodnie z interesem innych” – dodaje prof. Gwiazdowski.

Polski “dumping” w liczbach

Chwytliwe hasło “dumpingu socjalnego” coraz częściej stosowane jest przez europejskich polityków i to bez jakiegokolwiek poparcia w liczbach. Do niedawna brakowało rzetelnych informacji na temat wynagrodzenia pracowników delegowanych. Bez odpowiednich statystyk stwierdzenie o stosowaniu przez wschodnich przedsiębiorców dumpingu jest całkowicie bezpodstawne, ale też nie da się mu zaprzeczyć. Dlatego też dr Marek Benio we współpracy z Uniwersytetem Ekonomicznym w Krakowie postanowił przeprowadzić badanie pt. „Koszty pracy w usługach transgranicznych”. Jego celem była próba wyliczenia proporcji, jaką stanowią koszty wynikające z transgranicznego charakteru usługi w całkowitych kosztach pracy.

Analiza objęła 20 623 wydanych druków A1 w okresie między 2013 a 2015r.. Wyniki pokazały, że przeciętne wynagrodzenie godzinowe netto delegowanego pracownika wyniosło 9,97 euro (miesięczne netto 1519 euro, tj. ok. 6530 zł). To stawka wyższa niż minimalne wynagrodzenie w państwach przyjmujących. Badanie wskazuje jednocześnie, że pozapłacowe koszty zatrudnienia związane z faktem, że praca wykonywana jest na terenie innego państwa członkowskiego niż siedziba pracodawcy wyniosły 29% całkowitego kosztu pracy.

My pytamy: gdzie ten dumping i kto kogo dyskryminuje w UE?

Tagi