„Propozycje nie do przyjęcia”. Stanowcze słowa premier Szydło ws. pracowników delegowanych

Ten artykuł przeczytasz w 4 minuty

– Polska oczekuje kompromisu w sprawie zmian w dyrektywie o pracownikach delegowanych. Obecne propozycje są dla nas nie do przyjęcia – oświadczyła premier Beata Szydło po spotkaniu z Jurim Ratasem, premierem Estonii. Tymczasem źródła dyplomatyczne donoszą, że o kompromis będzie trudno. Pierwsza runda rozmów między krajami UE, dotyczących zobligowania firm transportowych do stosowania płacy minimalnej dla kierowców ciężarówek w przewozach międzynarodowych, zakończyła się patem.

Premier Estonii przybył wczoraj do Warszawy by rozmawiać z szefową polskiego rządu o tematach, które mają być poruszane na unijnym szczycie w październiku. Estonia przygotowuje plan spotkania, ponieważ 1 lipca objęła prezydencję w Radzie UE. Jedną z nich są zmiany w dyrektywie o delegowaniu pracowników, do których dąży Francja i inne kraje Europy Zachodniej.

Premier Estonii na wspólnej konferencji prasowej z Beatą Szydło podkreślił, że Estonia w sprawie pracowników delegowanych chce wypracowywać „zrównoważone rozwiązania oraz kompromisy”. – Nie będziemy w stanie korzystać z owoców współpracy europejskiej bez solidarności, stojąc ramię w ramię i udzielając sobie pomocy w potrzebie – powiedział i dodał, że „nie powinniśmy zapominać o naszych wspólnych wartościach i podstawowych zasadach, takich jak praworządność”.

Polska oraz kraje z Europy Środkowo-Wschodniej są przeciwne zmianom w dyrektywie o delegowaniu. Bój toczy się  m. in. o wprowadzenie zasady równej płacy za tę samą pracę w tym samym miejscu. W praktyce ma się to sprowadzić do tego, że np. kierowca wysłany w trasę zagraniczną do kraju członkowskiego UE, miałby zarabiać tyle, co miejscowy kierowca za tę samą pracę.

Nie zanosi się na kompromis

Estonia jako kraj, który przewodniczy teraz w Unii, przygotowuje propozycje kompromisu ws. przepisów dotyczących działania rynku transportowego w Europie. Z doniesień agencji prasowych wynika, że kwestie dotyczące transportu ciężarowego nadal dzielą kraje UE i wywołują liczne kontrowersje.

Jeśli chodzi o stanowiska państw członkowskich, to nic się nie zmieniło – powiedział PAP dyplomata, wskazując na pat w dyskusjach. Ze względu na poważne różnice atmosfera rozmów w tej sprawie jest – jak mówią dyplomaci – „napięta”.

Według PAP, inaczej wygląda sprawa propozycji przepisów dotyczących przewoźników operujących samochodami do 3,5 tony. Kompromis, jaki wypracowuje Estonia, według źródeł dyplomatycznych zmierza do tego, by kraje unijne same decydowały o regułach dla tego rynku. Wyjątek miałby dotyczyć przedsiębiorstw, które funkcjonują również poza obrębem swojego państwa. Wówczas potrzebna byłaby unijna licencja.

Zabezpieczenie finansowe za każdy dostawczak

Propozycja Brukseli zakłada, że firmy wożące ładunki dostawczakami miałyby mieć zabezpieczenie finansowe – 1,8 tys. euro na pierwszy samochód, 900 euro na drugi i każdy kolejny. Z dotychczasowych rozmów wynika, że państwa unijne są skłonne to zaakceptować. Rozważana jest ponadto kwestia wprowadzenia obowiązku posiadania stałej siedziby dla firm. W tym punkcie nie ma jednak jeszcze jasności, czy dotyczyłoby to wszystkich przewoźników, czy tylko tych, którzy dysponują flotą np. 20 i więcej pojazdów.

Możliwe też, że kierowców samochodów do 3,5 t. nie dotyczyłyby – tak jak obecnie – przepisy o czasie obowiązkowego odpoczynku oraz konieczność posiadania tachografu.

Zrzeszenie Międzynarodowych Przewoźników Drogowych jest krytycznie nastawione do przepisów proponowanych przez Komisję Europejską.

Samochody do 3,5 tony powinny być objęte regulacjami, ale w kontekście bezpieczeństwa, a propozycje KE odnoszą się do reguł dotyczących zabezpieczeń finansowych – powiedział we wtorek PAP Piotr Szymański, przedstawiciel ZMPD w Brukseli.

Tagi