TransInfo

Liczyliście na tańsze tankowanie po wakacjach? Nic z tego. Eksperci tłumaczą, dlaczego ceny paliwa nie spadną

Ten artykuł przeczytasz w 7 minut

– Jeszcze robiąc prognozy na początku roku spodziewaliśmy się, że drugie półrocze przyniesie spadek cen. Jest właściwie regułą, że ceny po wakacjach odpuszczają. W obliczu obecnej sytuacji nie ma jednak na to co liczyć – mówi dr Jakub Bogucki, analityk rynku paliw portalu e-petrol.pl, odnosząc się do ostatnich decyzji głównych producentów ropy.

– Nie będzie wielkich wzrostów, ale i spadków. Spodziewam się raczej, że w pierwszych miesiącach powakacyjnych – we wrześniu, październiku – średnie ceny benzyny w dalszym ciągu będą przekraczać 5 złotych, nawet do 5,30. Ceny oleju napędowego będą się mieścić w okolicach 5,10 zł – przewiduje analityk.

Koniec wakacji również nie zapowiada obniżek, choć analitycy uspokajają, że rekordów cen nie musimy się obawiać.

– Wydaje mi się, że w najbliższym czasie ceny detaliczne nie powinny przekroczyć maksymalnych w tym roku poziomów, czyli 5,14 dla benzyny i 5,10 zł dla oleju napędowego. Myślę, że do końca wakacji dalej będziemy się poruszać w tych granicach – przekonuje Urszula Cieślak, analityk BM REFLEX.

Skąd ta tendencja do utrzymania się wysokich cen na stacjach? W dużej mierze wiąże się to z decyzją amerykańskiego prezydenta Donalda Trumpa, dotyczącą nałożenia szeregu restrykcji na Iran. Mówiło się o tym już od maja, w tym tygodniu jednak sankcje weszły w życie.

Nie dotyczą co prawda bezpośrednio ropy, ale „dostępu do amerykańskiej waluty, a także handlu węglem, metalami, oprogramowaniem przeznaczonym dla przemysłu. Oberwać ma się też branży motoryzacyjnej” – donosi Polska Agencja Prasowa. Tym niemniej rzutują mocno na relacje między jednymi z głównych dostawców ropy na światowe rynki. A to w konsekwencji odbija się na cenach na stacjach paliw.

To dopiero początek

Paradoksalnie pierwsze efekty decyzji, która weszła w życie we wtorek pojawiły się już… wiele tygodni temu, co potwierdzają eksperci.

– Duża część problemów, które wiążą się z decyzją Stanów Zjednoczonych, została już przez rynek przetrawiona. O sankcjach wiemy od maja, więc już wtedy rynek zaczął na nie reagować, co widzieliśmy po podwyżkach cen. Tego rodzaju decyzje odbijają się na rynku impulsami. Pierwsze reakcje już były, następne mogą się pojawić w momencie, gdy sankcje wchodzą w życie, ale nie będą to gwałtowne skoki cen – przekonuje dr Jakub Bogucki.

To jednak dopiero początek. Stany Zjednoczone zapowiadają bowiem, że w listopadzie wprowadzą całkowite embargo na ropę z Iranu. To może pociągnąć za sobą szereg nowych konsekwencji.

– Na pewno kraje zrzeszone w OPEC [Organizacja Krajów Eksportujących Ropę Naftową – przyp.red.] będą musiały zmniejszyć nieco ograniczenia w produkcji ropy, gdy zablokowany zostanie surowiec z Iranu. Skutkiem czego produkcja z Iraku, Rosji czy Arabii Saudyjskiej może uzupełnić tę lukę – dodaje ekspert.

Niestety, w związku z tym nie ma się jednak co spodziewać gwałtownych obniżek cen pod koniec roku.

– Listopad nie jest datą graniczną. Wtedy wejdzie w życie embargo, jednak rynek będzie musiał na to reagować już wcześniej. Dlatego też myślę, że większość krajów już teraz podejmuje ważne decyzje o produkcji i zaopatrzeniu, bo przecież skala wydobycia i tranzyt muszą być planowane z wyprzedzeniem. Dzięki temu rynek nie będzie reagował gwałtownie – tłumaczy.

Utrudnienia nie tylko przez sezon huraganowy

Ceny nie będą więc gwałtownie spadać, ale i rosnąć. Ten swoisty pat eksperci tłumaczą wieloma czynnikami. Po pierwsze, jak już wspomnieliśmy, rynek zawczasu będzie się przygotowywał do podobnych zmian, by uniknąć gwałtownych reakcji. Po drugie, nie wiadomo nadal, jak decyzja samych Stanów Zjednoczonych wpłynie na politykę innych krajów.

– USA stwierdziły, że kraje, które nie podporządkują się sankcjom na ropę naftową w listopadzie, będą miały problem z utrzymaniem kontaktów handlowych ze Stanami. Czy tak będzie na pewno? Wiemy, że głównymi odbiorcami ropy z Iranu są Chiny i Indie, które mogą nie być tak skłonne do poddania się tej decyzji. Również niektóre kraje z Europy. Na przykład Turcja zapowiedziała już, że nie zastosuje się do przestrzegania sankcji wobec Iranu tzn. nie ograniczy zakupów irańskiej ropy, które stanowią blisko połowę tureckiego importu. W 2017 roku Turcja była czwartym po Chinach, Indiach i Korei Południowej największym odbiorcą ropy irańskiej z udziałem w eksporcie sięgającym 9 proc. – dodaje Urszula Cieślak.

Ewentualny niedobór ropy z Iranu może równoważyć wydobycie z krajów OPEC lub z USA, tym niemniej o tym, jak wysokie będzie choćby to ostatnie, również zawczasu trudno wyrokować.

Już teraz eksperci wskazują, że niedawne dane dotyczące zapasów ropy w Stanach Zjednoczonych nie napawają optymizmem. Wskazały bowiem spadek. A o im bardziej dalekosiężne prognozy pytać, tym więcej niewiadomych.

– Im bliżej listopada, tym sytuacja będzie się robiła bardziej niepewna. W międzyczasie w Stanach Zjednoczonych będzie sezon huraganowy, który też może się odbić na cenach. Pytanie, czy będzie gwałtowny i czy zagrozi instalacjom naftowym i przesyłowi ropy – zauważa analityk BM REFLEX.

Fot. Flickr/jp26jp/public domain

Iran grozi

Ostrożne szacunki każą nam jednak obawiać się, że nie tylko do końca wakacji, ale jeszcze w ciągu pierwszych jesiennych miesięcy ceny nie spadną poniżej 5 złotych. Już teraz e-petrol zakłada, że do 12 sierpnia za Pb95 będziemy musieli zapłacić nawet do 5,18 za litr. Za olej napędowy niewiele mniej, bo do 5,07 zł.

Sytuacja może się nieco pogorszyć, jeśli spełnią się groźby Iranu. Kilka dni temu media obiegła bowiem informacja, że kraj chce zorganizować nadzwyczajne manewry wojskowe.

We wtorek prezydent Iranu Hasan Rowhani zagroził zakłóceniem dostaw ropy z państw Zatoki Perskiej przez cieśninę Ormuz, jeśli USA będą próbowały ograniczać irański eksport tego surowca. Przez Ormuz, łączący Zatokę Perską z Morzem Arabskim, przepływa 20 proc. światowej ropy – donosiła PAP.

Eksperci różnie oceniają tę informację. Zdaniem Urszuli Cieślak, mogłoby to stanowić bardzo duże zagrożenie dla rynku ropy, ponieważ bardzo duża część tego surowca z regionu Bliskiego Wschodu przepływa właśnie przez wspomnianą cieśninę. Gdyby więc doszło do jej zablokowania, dopływ surowca zostałaby ograniczony, a to bez wątpienia wpłynęłoby na podwyżki cen paliw również w Polsce.

Dr Jakub Bogucki uspokaja. – Zablokowanie cieśniny Ormuz może chwilowo podbić ceny, jednak nie ma powodów do paniki. Są przecież inne drogi tranzytu ropy. Oczywiście, pewnie bardziej kłopotliwe, kosztowne i czasochłonne, jednak nie zapominajmy, że manewry to nie jest coś, co trwa bardzo długo – zaznacza.

Fot. Pixabay/drpepperscott230/public domain

Tagi