Fot. Bartosz Wawryszuk

Cena ropy nie spadnie w tym roku poniżej 100 dolarów. Gospodarka usiłuje uwolnić się spod wpływu Rosji

Analitycy nie mają dobrych wiadomości - ich zdaniem nic nie wskazuje na to, by w tym roku cena za baryłkę ropy spadła poniżej 100 dolarów. W marcu cena ropy Brent biła rekordy, a równowagi między popytem a podażą można się spodziewać nawet dopiero w 2024 r. Tymczasem ceny na stacjach paliw utrzymują się na wysokim poziomie, a organizacje branżowe wskazują, że w porównaniu z ceną ropy tankowanie nadal jest za drogie.

Ten artykuł przeczytasz w 5 minut

Wczoraj po południu ropa Brent była wyceniana na 108,44 dolarów za baryłkę. Od początku roku (YTD – year to date) oznacza to wzrost o 36,25 proc. Od 24 lutego, czyli dnia ataku Rosji na Ukrainę, do wczoraj cena ropy wzrosła o niemal 14 proc., 8 marca sięgając 129,44 dolara za baryłkę i ani razu nie spadając do poziomu sprzed wojny.

W górę idą również ceny ropy West Texas Intermediate, która w dostawach na maj kosztuje ponad 104 dolary za baryłkę. Od początku roku jej cena wzrosła (YTD) o 37,65 proc.

Analitycy i ekonomiści przestrzegają, że w tym roku ceny będą się utrzymywać powyżej 100 dolarów za baryłkę, przy średniej cenie ropy Brent rzędu 103,07 dolara – wynika z ankiety przeprowadzonej przez Reutersa. Agencja wskazuje przy tym, że to najwyższy szacunek na ten rok, jaki został zaprezentowany w jego badaniach eksperckich.

Popyt rośnie, podobnie jak globalne niedobory dostaw, co doprowadziło do sytuacji, że te ostatnie sięgają nawet 6 mln baryłek dziennie – podaje Reuters. Na równowagę na rynku będziemy musieli poczekać – analitycy uważają, że przy najlepszych scenariuszu – do drugiej połowy br. W gorszym – do 2024 r., a nawet do zakończenia wojny na Ukrainie.

Nowe sankcje dla Rosji obejmą ropę?

Tymczasem w obliczu trwającej wojny na Ukrainie i pojawiających się doniesieniach o morderstwach ludności cywilnej przez Rosjan, kolejne kraje opowiadają się za stworzeniem strategii umożliwiającej uniezależnienie się od surowca pochodzącego z kraju agresora.

W tym kontekście świat z zadowoleniem przyjął w ubiegłym tygodniu wiadomość o tym, że Stany Zjednoczone zamierzają uwolnić rekordowe (bo sięgające 180 milionów baryłek) rezerwy ropy.

W reakcji na tę wiadomość giełdy odnotowały spadek cen surowca, analitycy przewidują z kolei, że taka decyzja mogłaby nieco uspokoić to, co dzieje się dziś na rynku. Zastrzegają jednak, że na trwałą poprawę nie ma co liczyć.

Tymczasem zarówno Stany Zjednoczone, jak i Unia Europejska ogłaszają początek prac nad kolejnym pakietem sankcji dla Rosji. Prezydent Francji Emmanuel Macron stwierdził, odnosząc się do masakry cywilów w ukraińskiej Buczy, że potrzebny jest pakiet “wyraźnych środków”.

Nowe restrykcje powinny być uzgodnione z europejskimi sojusznikami, przede wszystkim z Niemcami, i dotyczyć węgla oraz ropy naftowej – stwierdził Macron, cytowany przez PAP.

Nie będzie “jednego kliknięcia”

Analitycy zastrzegają jednak, że Unia Europejska jest dużo bardziej uzależniona od surowca z Rosji, niż np. Stany Zjednoczone, stąd nie można liczyć na szybkie i radykalne kroki w tym zakresie.

Biorąc pod uwagę fakt, że Europa nie może zrezygnować z rosyjskiego rynku energetycznego “jednym kliknięciem”, to uważam, że obawy rynków o zakłócenia w dostawach ropy z Rosji są przesadzone – skwitował Jeffrey Halley, starszy analityk rynku w Oanda Asia Pacific Pte, cytowany przez wnp.pl.

Media odnotowują jednak przypadki bojkotu rosyjskiej ropy. Przykładem może być oferta firmy Trafigura Group, która wystawiła na sprzedaż rosyjską ropę Ural w cenie najniższej od września 2010 r., czyli od ponad 11,5 lat. Kupca jednak nie było.
Również PKN Orlen stwierdził w odpowiedzi na pytanie money.pl, że nie kupuje ropy Ural i obecnie “ok. 70 proc. ropy w portfelu firmy to surowiec spoza Rosji”.

Polski rząd przekonuje, że opowiada się za radykalnym odcięciem od dostaw od agresora. Dodaje przy tym jednak, że embargo na rosyjską ropę powinno zostać wprowadzone na poziomie unijnym, bowiem jego indywidualne wprowadzenie oznaczałoby złamanie umów i groziło poważnymi konsekwencjami.

W podobnym tonie wypowiada się państwowy koncern paliwowo-energetyczny twierdząc w odpowiedzi na pytania money.pl, że “jest gotowy do odejścia od zakupów rosyjskiej ropy, co powinno być skoordynowane na poziomie całej Unii Europejskiej, tak aby zachować równowagę rynku”.

“W porównaniu z ceną ropy tankowanie nadal za drogie”

 

Ostatnie dane dotyczące cen na stacjach paliw w Polsce pokazują wzrost w stosunku do poprzedniego notowania. Za olej napędowy trzeba zapłacić nawet 7,77 zł, za Pb 95 – do 6,77 zł.

 

Tymczasem od 23 do 30 marca średnia cena ON wynosiła 7,29, a benzyny 6,59 zł – wynika z danych e-petrol.pl.

 

To wciąż mniej niż np. w Niemczech, gdzie za litr benzyny trzeba zapłacić 1,99 euro (czyli około 9,21 zł), zaś za olej napędowy – 2,045 euro (9,46 zł) – wynika z danych niemieckiego automobilklubu ADAC.

Organizacja zauważa, że w ciągu kilku dni ceny benzyny spadły o 6,1 centa, a diesla o 10,9 centów, mimo to “w porównaniu z ceną ropy naftowej tankowanie jest nadal o wiele za drogie”.

Tagi