Fot. M. Perfectti_AdobeStock_355826242

Migranci ratują Niemców przed katastrofą. Najpopularniejszy zawód, który wykonują to kierowca ciężarówki

W pandemicznym 2020 r. najpopularniejszym zawodem wymagającym kwalifikacji wśród migrantów do Niemiec był kierowca ciężarówki. Szacuje się, że jedna czwarta osób w tej profesji to obcokrajowcy. Gdyby nie to, w Niemczech sytuacja byłaby dziś tak trudna, jak w Wielkiej Brytanii.

Ten artykuł przeczytasz w 5 minut

W 2020 r. pracę kierowcy wykonywało w Niemczech ponad 130 tys. osób z zagranicy, ratując tę potężną gospodarkę przed negatywnymi skutkami niedoboru pracowników i zrywania się łańcuchów dostaw – donosi bloomberg.com.

Media alarmują, że coraz więcej stanowisk pracy u naszego zachodniego sąsiada jest zagrożonych niedoborem pracowników.

Bez migrantów niedobory siły roboczej byłyby o wiele bardziej dramatyczne – przekonuje Helen Hickmann z instytutu badawczego Kompetenzzentrum Fachkräftesicherung KOFA, który przyjrzał się strukturze zatrudnienia w Niemczech.

Brak kierowców w Niemczech

Branża transportowa potrzebuje w Niemczech nawet 12 tys. dodatkowych truckerów – tak stan rzeczy wyglądał w październiku 2021 r. Sytuacja wyglądała lepiej po pierwszej fali pandemii, kiedy popyt na kierowców gwałtownie spadł. Jak widać, nie na długo. Co prawda nie jest to jeszcze poziom z października 2019 r. (kiedy brakowało nawet 14 tys. osób) i z lat wcześniejszych, gdy mówiono o niedoborze sięgającym 24 tys. pracowników, jednak brak zawodowych kierowców wciąż określany jest mianem jednego z największych problemów współczesnego transportu.

Źródło danych: KOFA – Kompetenzzentrum Fachkräftesicherung

Tam, gdzie firmy miały problem ze znalezieniem rąk do pracy wśród Niemców, ratowały się migrantami. Najbardziej tendencja ta jest widoczna właśnie w przypadku kierowców ciężarówek, ponadto również m.in. w gastronomii, wśród monterów maszyn oraz pracowników magazynów i logistyki.

Ekonomiści z KOFA nie mają wątpliwości, że gdyby nie przyjezdni z zewnątrz największą europejską gospodarkę czekałby ten sam los, co dziś Wielką Brytanię.

Powrót na Wyspy? Za nic

Na Wyspach po Brexicie sytuacja jest bardzo trudna. Szacuje się, że brak kierowców sięgnął 70 tys. osób i, co zrozumiałe, rzutuje na codzienność Brytyjczyków. Już w sierpniu ubiegłego roku media donosiły, że w tamtejszych sklepach zaczyna brakować towarów pierwszej potrzeby, takich jak produkty chłodzone, sery, jogurty i mięso. Wielu właścicieli sklepów, w obliczu braku wolnych przewoźników, musiało samodzielnie dbać o dostawy. W praktyce – na przykład siąść za kółko dostawczaka.

Brytyjski rząd zaczął zdawać sobie sprawę z powagi sytuacji, co nie oznacza, że dało się jej zaradzić w stu procentach. Pojawiło się wiele pomysłów, jak zredukować niedobór kierowców – dostawami najpotrzebniejszych produktów mieli się zająć żołnierze, mówiono głośno o potrzebie otwarcia granic (dopiero co zamkniętych z powodu Brexitu) na pracowników z zewnątrz.

Brytyjscy przewoźnicy i producenci zaczęli konkurować o kierowców. I tak na przykład Tesco wprowadziło premię w wysokości tysiąca funtów dla każdego nowego kierowcy – na start. Inni kusili podwyżkami, elastycznym grafikiem, a nawet możliwością korzystania z firmowej strefy wypoczynku z bezalkoholowym piwem.

Wygląda jednak na to, że kierowcy, dotąd chętnie migrujący do Wielkiej Brytanii za pracą, nie są już do tego tak skłonni, jak kiedyś. Gdy we wrześniu 2021 r. brytyjski rząd ogłosił plan wprowadzenia programu wizowego dla kierowców, by zażegnać negatywne skutki niedoboru kierowców, redakcja Trans.INFO postanowiła sprawdzić, czy wśród polskich truckerów byłoby zainteresowanie taką ofertą. Szybki sondaż dał jednoznaczną odpowiedź – wśród 100 osób, które zagłosowały w badaniu, nie znalazła się ani jedna, która byłaby zainteresowana powrotem na Wyspy. 

Migranci czy… nielegalni migranci

Wielka Brytania nie jest jednak jedynym krajem, który zmaga się z problemem niedoboru pracowników i negatywnym wpływem otoczenia gospodarczego (kryzysy na granicach, zamrożenia covidowe) na handel i życie codzienne. Na jej przykładzie widać jednak namacalnie, do jakiego stopnia dziś branża transportowa jest uzależniona od wsparcia migrantów.

Zdają sobie z tego sprawę na przykład Włosi, którzy zaproponowali zatrudnianie cudzoziemców właśnie na stanowiskach kierowców ciężarówek. Pomysł wywołał jednak wiele kontrowersji, chodziło bowiem o zatrudnianie w tej profesji migrantów z ośrodków dla uchodźców, a więc takich, którzy dostali się do Europy nielegalnie.

Prosimy, aby pozwolono im zarejestrować się w celu uzyskania prawa jazdy, ponieważ pilnie potrzebujemy pracowników, a żaden Włoch nie chce być kierowcą ciężarówki. Musimy znaleźć formułę prawną, która pozwoli im uzyskać prawo jazdy, ponieważ nie mają pozwolenia na pobyt. Jesteśmy gotowi zatrudnić ich po przeszkoleniu” – apelował Roberto Barbieri, prezes Włoskiej Federacji Transportu Drogowego (FAI) w prowincji Avellino, cytowany przez diariodetransporte.com.

Zatrudnianie imigrantów w firmach przewozowych było również głośno dyskutowane w Niemczech. To tam narodziła się wzbudzająca szereg kontrowersji inicjatywa „Jazda w Twoją nową przyszłość”, polegająca na szkoleniu imigrantów do zawodu. Jak podkreślano, po zweryfikowaniu jego znajomości języka niemieckiego oraz statusu pobytu w tym kraju.

KOMENTARZ REDAKCJI

Imigranci jeżdżący ciężarówkami po zamachu, do którego doszło w 2016 r., kiedy to tunezyjski uchodźca wjechał w tłum na jarmarku bożonarodzeniowym w Berlinie zabijając 12 osób, nadal źle się kojarzą. Nawet mimo tego, że większość migrantów pracuje legalnie. Branża coraz bardziej polega jednak na przyjezdnych. Nie tylko w zachodniej Europie, ale również w Polsce, gdzie nie brak firm transportowych zatrudniających kierowców nie tylko z Białorusi, Ukrainy czy Rosji, ale również z dalszych rejonów, jak np. Filipiny. I nie wygląda na to, by coś w tej materii miało się zmienić.

Tagi